top of page
  • RafaÅ‚ Zbrzeski

Ludzie Wschodu

Zazwyczaj single i inne małe formaty wydawnicze pod względem promocyjnym mają ostro pod górkę - kto przy zdrowych zmysłach strzępiłby klawiaturę i poświęcał uwagę takiej drobnicy. Na dodatek jeśli zawierają muzykę niszową - free jazz, noise, lub inne eksperymentalne wariactwa - właściwie w przedbiegach odpadają z listy zainteresowań większości recenzentów. Ponieważ sam niezbyt często sięgam po tego rodzaju wydawnictwa, w tym miejscu biję się w pierś i składam samokrytykę. Zmusiła mnie do tego kooperacja rosyjskiego tria Brom i japońskiej legendy awangardowej trąbki - Toshinori Kondo.


Brom & Toshinori Kondo - The Sea is Rough

/Bocian, 2020/


The Sea is Rough to zaledwie nieco ponad dwanaście minut muzyki, ale intensywność, z którą artyści inicjują nagranie z miejsca przykuwa uwagę. Pierwsza strona to niemal w całości gęsty kocioł dźwięków. Freejazzowe power trio od pierwszych sekund wściekle prze do przodu, podczas gdy podrasowana efektami trąbka Japończyka, gdzieś wewnątrz tej bezlitosnej jazdy tworzy zaskakujące, przestrzenne konstrukcje. Kondo po mistrzowsku odnajduje się w gąszczu surowej, pierwotnej muzyki Brom i rozdyma ją od środka kosmicznym brzmieniem, a zadanie wcale nie należy do łatwych. Rosjanie sprawiają wrażenie jak gdyby chcieli zalać dźwiękiem każdą wolną przestrzeń. Na około minutę przed końcem pierwszej strony następuje zaskakujący zwrot akcji - trębacz przejmuje inicjatywę a muzyka zaczyna skręcać w kierunku fusion. Na mgnienie oka pojawia się coś co można by uznać za ukłon w kierunku elektrycznych dokonań Milesa Davisa z albumów Agharta i Pangea.


To samo skojarzenie powraca na początku drugiej strony nagrania. Po rozbieganym, noise’owym początku machina rusza, ale w już w nieco bardziej umiarkowanym tempie. Owocuje to zarazem większą przestrzenią jak i dużo bardziej masywnym groove’em. Na tle prawie sludge’owej pracy sekcji rytmicznej pięknie wiją się frazy saksofonu, z którymi dialoguje (jak gdyby z zaświatów) amplifikowana trąbka. Im bliżej końca tym więcej powietrza i nastroju. Wszystko stopniowo zwalnia i rozpływa się w pozaziemskim ambiencie.


Gdyby Miles zaprosił do współpracy muzyków z pokładu Earache Records może osiągnąłby podobne rezultaty, choć z dzisiejszej perspektywy to oczywiście próżne rozważania. Faktem jest, że muzycy ze Wschodu nagrali fascynujący kawałek niebanalnej muzyki, w niespełna kwadrans oferując więcej niż wielu innych artystów jest w stanie wykrzesać na sporo dłuższych produkcjach.


97 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
Post: Blog2_Post
bottom of page