top of page
  • Rafał Zbrzeski

Fake czy nie fake?

Zaktualizowano: 9 cze 2020

„To nie jest prawdziwa muzyka” - każdy kto próbował zarazić znajomych pasją do słuchania free jazzu, przynajmniej raz w życiu usłyszał to lub podobne zdanie. W tym momencie często podejmowana jest próba riposty w stylu: „Ależ jest! Posłuchaj tylko tych atonalnych, rozszerzonych prób wyjścia poza schemat i zerwania z akademicką tradycją oraz czołobitnym traktowaniem melodii poprzez plądrofoniczną kodę*". Po takiej wymianie spostrzeżeń zwykle następuje koniec znajomości (jeśli rozmowa miała miejsce na randce, a dziewczyna nagle wyszła do łazienki - czekanie przy stoliku raczej nie ma sensu).

To jak w końcu jest z tym graniem free i czy sami muzycy traktują je serio, skoro już w tytułach albumów pada słowo „fake”?


Boneshaker - Fake Music

/Soul What, 2019/



Z dużym prawdopodobieństwem saksofonista Mars Williams traktuje serio wszystkie gatunki muzyczne, które uprawia. Co ciekawe, w każdym z nich, znakomicie odnajduje się ze swoim brzmieniem, niespecjalnie je zmieniając i modulując. Czy to w rockowym The Psychedelic Furs, czy w acid-jazzowym Liquid Soul, czy w różnych projektach free - zmienia się praktycznie tylko otaczający go muzyczny kontekst.


Boneshaker to trio zaliczające się zdecydowanie do ostatniej ze wspomnianych gałęzi aktywności Williamsa. Rasowy trzyosobowy skład z grającym na basie Kentem Kesslerem i bębniącym Paalem Nilssenem-Love. Jako, że Fake Music to już czwarte ich wydawnictwo można pokusić się o stwierdzenie, że zespół wydeptał sobie własną ścieżkę w obrębie uprawianego poletka. Muzykę Boneshaker odbieram jako bardzo radosną wariację na temat swobodnego traktowania jazzowego idiomu.


Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że przy zachowaniu typowej dla free-jazzowego power trio przepływu energii, muzycy Boneshaker stroją sobie żarty. Nie pierwszy to raz kiedy nad (mimo wszystko ostrymi) szarżami dęciaków i zagęszczonym groove'em sekcji unosi się radosna, łobuzerska aura. Co dowodzi, że „na serio” nie oznacza „sztywniacko”, a i muzyczny łobuz potrafi zagrać ładnie i melodyjnie, co pokazał Kessler solówką w utworze Lovin’ The Buzz.


Made To Break - F4 Fake

/Trost, 2019/


W nieco poważniejsza stronę, zdaje się podążać kwartet wielokrotnego współpracownika Williamsa - Kena Vandermarka. Tak jak i na poprzednich albumach Made To Break na starcie kusi quasi-rockowym drive'em. Motoryczny temat po chwili rozpływa się w elektronicznej zasłonie dymnej, przetykanej niemal bitewnym zgiełkiem improwizacji. W momencie kulminacji wszystko zostaje zmiażdżone potężnym basem Jaspera Stadhoundersa. Czyżby było to nawiązanie do Wojny światów? Pierwszy utwór dedykowany jest przecież Orsonowi Wellesowi.


Druga z trzech kompozycji zawartych na albumie, opatrzona jest z kolei dedykacją dla Julia Cortazara. Rozpoczyna się pogodną, osadzoną na basowej repetycji introdukcją, która wraz z czasem trwania wydaje się rozpadać, czy raczej coraz mocniej rozgałęziać. Dźwięki tworzą coraz bardziej abstrakcyjne mutacje, zwłaszcza na poziomie użytej elektroniki. Kontakt z realnym światem zdają się zapewniać bębny Tima Daisy’ego i saksofon lidera…


Do kultury Ameryki Łacińskiej nawiązuje też trzeci utwór. Napisany z myślą o brazylijskiej artystce Zelii Barbosie, na temat której niełatwo znaleźć jakieś bliższe informacje. Muzykę wokalistki polecam sprawdzić - bywa hipnotyzująca, choć skrajnie odmienna od muzyki Vandermarka.




* Zwrot ”plądrofoniczna koda” dedykuję znajomym Redaktorom, którzy zazwyczaj w środowo-czwartkowe noce rozmawiają o improwizacji na falach Radiowej Dwójki.

56 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
Post: Blog2_Post
bottom of page