top of page
  • Rafał Zbrzeski

Płynny kształt roju

Hiszpańsko-polski kwintet, który odpowiada za nagranie albumu Flux to zaledwie jedna z odsłon działalności Agustiego Fernándeza pod szyldem Liquid. Formacja prowadzona przez hiszpańskiego pianistę w pierwotnej wersji występowała jako trio (z saksofonistą Albertem Cirerą i perkusistą Ramónem Pratsem), od czasu do czasu poszerzając skład o zaproszonych muzyków. Podczas koncertu, który został udokumentowany na Flux byli to trębacz Artur Majewski i grający na akustycznej gitarze basowej Rafał Mazur.


Liquid Quintet - Flux

/Fundacja Słuchaj, 2019/

Kto zna twórczość Fernándeza i towarzyszących mu instrumentalistów wie, ze należy spodziewać się muzyki osadzonej w konwencji swobodnej improwizacji, która na równi czerpie z tradycji free jazzu i „poważnej” awangardy. Tak też jest w istocie. Dźwięki, które zabrzmiały w październiku 2017 roku, podczas dwunastej odsłony warszawskiego festiwalu Ad Libitum, a następnie zostały wydane na płycie, stanowią kombinację naszkicowanej zawczasu formy i kolektywnej pracy improwizatorskiej. Oczywiście podczas odsłuchu niemożliwe jest określenie ile z tego co dociera do naszych uszu zostało ustalone wcześniej, a ile powstało spontanicznie. Wydaje się jednak, że lider (a może wszyscy muzycy wspólnie) stworzyli zaledwie zarys akcji i nastroju - reszta to owoce spontanicznej twórczości „tu i teraz”.


Source - utwór otwierający Flux - to wzajemnie przenikające się głosy, z pozoru niezorganizowane, a jednak układające się w przejmującą introdukcję do mających nastąpić wydarzeń. Rozwichrzone linie poszczególnych instrumentów przywodzą na myśl rój owadów - kłębowisko małych ciał tworzących jeden kierowany wspólną myślą (a może przeczuciem) organizm. Gdyby obserwować każdego owada z osobna, jego poczynania mogą zdawać się niedorzeczne, jednak w masie te same stworzenia stają się fascynujące, a bywają i groźne. Z dystansu łatwiej też docenić wewnętrzną organizację ich społeczności. W muzyce, którą prezentuje zespół prowadzony przez Fernándeza w istocie jest jakaś zbieżność z zachowaniem owadziego roju. Można w niej doszukać się mnóstwa mikroskopijnych składowych: przedęć, preparacji, uderzeń, właściwie każdego dźwięku, który jest możliwy do wydobycia z instrumentów metodami tradycyjnymi i za pomocą technik rozszerzonych. Każdy element z osobna pozbawiona jest głębszego znaczenia, jednak wspólnie potrafią przybierać rozmaite kształty, poruszać się w różnych kierunkach i anektować dowolną przestrzeń (także wyobrażoną), dostosowując się do niej kształtem i wielkością, a w razie konieczności stworzyć własną. Zadziwiająca jest owa amorficzość połączona z ogromnnym plastycznym potencjałem - jednocześnie definiująca całość i pozostawiająca ją bez konkretnego kształtu, wręcz niemożliwą do zidentyfikowania i słabo poddającą się próbom opisu.


A jednak jest coś, co spaja muzykę z Flux w całość. Im dłuższy czas upływa przy dźwiękach Liquid Quintet, tym bardziej chemia między członkami składu staje się wyczuwalna, a po wybrzmieniu ostatnich nut jest wręcz oczywista. Nie mam wątpliwości, że na festiwalowej scenie artystami kierowało porozumienie głębsze niż tylko świadoma intencja kolektywnej improwizacji.


78 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
Post: Blog2_Post
bottom of page