Nie było nas, był las…
- Rafał Zbrzeski
- 11 sty 2020
- 1 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 9 cze 2020
Zaledwie czwarty wpis na odrodzonym blogu, a znów pojawi się nawiązanie do tematyki leśnej. Cóż począć jeżeli tytuł albumu brzmi Magic Forest? To wyraźne zaproszenie by po raz kolejny szukać muzycznych wrażeń w cieniu gęsto rosnących drzew.

Satoyama - Magic Forest
/Auand, 2019/
Pochodzący z języka japońskiego termin „Satoyama” oznacza teren, na którym wzgórza graniczą z uprawnymi równinami, a w nieco szerszym rozumieniu cały mikrokosmos lasów, pól ryżowych i rolniczych wiosek - wszystko oczywiście misterne ze sobą splecione i powiązane wzajemnymi zależnościami.
Po oswojeniu się z japońska nazwą włączamy płytę kwartetu, na której już od pierwszych dźwięków wyraźnie wyczuwalne są wpływy skandynawskiej szkoły jazzu, z ostrą, przenikliwą trąbką na pierwszym planie. Do tego gitara - także w roli melodyjnej, ale przez znaczącą część albumu, odpowiadająca jednak, za różnorakie szumy, niecodzienne dźwięki i dronowe echa dobiegające z planu drugiego. Do tego szczypta współczesnego grania spod znaku indie - i również otrzymujemy niezwykły mikrokosmos, tym razem dźwiękowy. Na marginesie - album Magic Forest może służyć za przykład wyważenia brzmienia pomiędzy tym co akustyczne, elektryczne i elektroniczne.
Członkowie zespołu kunsztownie utkali swoja muzykę, dbając o nastrój, klimat i spójność tej naprawdę bardzo dobrej płyty. Dodatkowo wprowadzili element świadomości ekologicznej. W utworze Dry Land poruszony został problem wysychającego krajobrazu i dostępu do wody (co prawda chyba nieco przesadzili umieszczając obok Sahary i Gobi Pustynię Błędowską, ale doceńmy chęci i polski akcent na albumie).
Na koniec wyjaśnienie - kwartet z japońską nazwą, grający muzykę z silnymi wpływami skandynawskimi to oczywiście formacja pochodząca z Włoch. Jakie to proste - prawda?
Comments