top of page
  • Rafał Zbrzeski

Saksofonistka w krainie baśniowej elektroakustyki

Zaktualizowano: 9 cze 2020

W świecie muzyki istnieją takie nisze, na które można natrafić tylko poprzez bardzo dogłębne badanie konkretnego zagadnienia albo czystym zrządzeniem losu. To drugie wydarzyło się w przypadku mojego spotkania z debiutancką płytą Weroniki Partyki Judge Me Again.


Weronika Partyka - Judge Me Again

/Opus Series, 2019/


Muzyka wykonywana przez Partykę to właściwie współczesna elektroakustyka zanurzona w etnicznych wibracjach. Ciężko jednak wskazać konkretną szufladkę gatunkową, a to samo w sobie jest wielce pociągające. Wiele spośród najciekawszych zjawisk muzycznych zachodzi przecież „pomiędzy” konkretnymi stylami czy nurtami. Na płycie znalazły się utwory skomponowane przez Annę Marię Huszczę, Kamila Koseckiego, Oliwię Abravesh, Kazimierza Buchowskiego Jacka Sotowskiego (cykl Life 2) oraz Rafała Zapałę. Nie są to nazwiska, które wiele mówią przeciętnemu odbiorcy - nie powinno to jednak zniechęcać, bo muzyka z Judge Me Again warta jest tego by poświęcić jej czas i uwagę.


Niemal każdy zawarty na krążku dźwięk wydobyty został z płuc artystki - czy to za pośrednictwem saksofonów (altowego i sopranowego), ormiańskiego duduka, czy też bezpośrednio - poprzez śpiew. Dość skromny wachlarz środków instrumentalnych i spore nagromadzenie autorów muzyki mogłyby rodzić rozmaite obawy. Czy płyta nie jest aby zbyt monotonna? Czy broni się jako całość? Spieszę rozwiać tego rodzaju rozterki – gdyby nie nazwiska kompozytorów wyszczególnione z tyłu okładki, żyłbym w przekonaniu, że to autorski materiał Weroniki Partyki. Nie tylko dlatego, że album zdaje się tworzyć jedną opowieść, ale także ze względu na niebywałe emocje w warstwie wykonawczej. Prawdę mówiąc do tej pory muzyka elektroakustyczna kojarzyła mi się raczej z czymś chłodnym, wręcz odhumanizowanym. Tymczasem saksofonistka wydobywa z poszczególnych kompozycji niesamowitą głębię. Podczas każdego odsłuchu odnoszę wrażenie, że dotyka samego jądra tej muzyki. Ze skupieniem ale i pewnością siebie zanurza się w mroczny labirynt, kluczy, walczy z ciemnością by raz po raz rozpraszać ją jasnym brzmieniem saksofonów lub odganiać ciepłymi nutami o etnicznym rodowodzie. Elekroniczna oprawa jest tu czymś z zewnątrz, obcym, któremu artystka rzuca wyzwanie i przeciwstawia ludzką, żywą ekspresję.


Śledzenie tych zmagań pochłania bez reszty. Jest w tej płycie coś na poły baśniowego, a jednocześnie wydaje się być od początku do końca zrealizowana w zgodzie ze starannie przygotowanym zamysłem. Znakomity debiut.



149 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
Post: Blog2_Post
bottom of page